Niechciane prezenty świąteczne
Niechciane prezenty świąteczne
Dawno mnie nie było? – Owszem, życie… przepraszam.
W przedświątecznej gorączce, która już wisi w powietrzu i bezlitośnie atakuje z wystaw sklepowych, reklam w telewizji, radiu, z okienek w internecie i bilbordów, zapragnęłam podzielić się z Wami przemyśleniami z tej okazji.
Pomijam aspekt duchowy, religijny i symboliczny Świąt Bożego Narodzenia. Każdy przeżywa je po swojemu na we własnym poziomie wiary i duchowości. Niektórzy mówią, że tradycja, magia choinki, szopki, prezentów… No właśnie.
Macie problem z prezentami pod choinkę?
Ja mam. Do obdarowania na oko 8 bliskich osób, w tym trzy w wersji de lux. Obmyślam budżet, który i tak przekroczę. I zaczyna się.
- Co kupić komuś, kto generalnie wszystko ma? (nowy laptop nie łapie się w budżecie nawet super extra de lux, którego i tak brak)
- Książka. Zawsze na miejscu, trzeba tylko pokombinować JAKA, żeby trafiła w zainteresowania i przypadkiem taka sama nie stała już na półce.
- CD – patrz wyżej.
- Pendrive – ok, nieźle, może ze dwie osoby z listy załatwione, bo tego nigdy za wiele, a wiem, że gubią notorycznie.
- Woda perfumowana, dezodorant, pachnące mydełko – super, ale czy aby obdarowany nie pomyśli, że ździebko śmierdzi?
- Gadżet. Czyli coś, czego nie potrzebujemy, bo już mamy wypchane szuflady przeróżnymi wynalazkami a półki durnostajkami: podgrzewacz do bubka na USB, wiatraczek do laptopa, słuchaweczki do (no właśnie…?), kubek termiczny, bajerancki korkociąg, żelowe wkładki do podgrzania na mróz, getry z motywem śnieżynek, choinek i reniferów (coś w stylu Brigdes Jones?)
- Coś branżowego dla pasjonatów. Znów gadżet, tyle że z większym sensem? Żeglarzowi żagiel, nurkowi rybkę? Pudernicy puder? – Matko jedyna.
- Skarpety, krawaty, rękawiczki, czapki, opaski, kominy, apaszki, kapcie, szlafroki, bielizna osobista (no jasne, zależy dla kogo). – Matko jedyna bis.
Mogłabym tak mnożyć, histeria rośnie, zniechęcenie, rozbicie psychiczne: czy ja nie znoszę Świąt, bo nie wiem jakie kupić prezenty, żeby były oryginalne, chciane, ba – pożądane, żeby wstrząsnęły systemem i zapadły w pamięć, żeby nie było żalu, że znów ciepłe kapcie, że kolejny szary komin (poprzednie Anno Domini 2008, 2012 oraz 20014), że rękawiczki prawie cieplejsze niż rok temu, że płyta z kolędami będzie wysłuchana (z dużym prawdopodobieństwem) – raz? Ratunku!
I tu kurtyna. Akt 2 – Olśnienie
Robię zupę, myśli balansują między trudnym wyborem galerii handlowej, którą mam zamiar zaatakować – będzie za słona, na bank. Nagle w radio coś o prezentach… jest nadzieja! Podkręcam. Aha… niechciane prezenty – nosz kurde dlaczego nie słyszałam początku? A może i dobrze.
Otwieram oczy ze zdumienia, dorzucam od serca kurkumy i co ja słyszę od pani psycholog? – Że możemy na nudne prezenty spojrzeć zupełnie inaczej. Że na przykład mama, która konsekwentnie daje nam pod choinkę ciepłe kapcie NIE ROBI TEGO, bo nie ma pomysłu albo jest to jej obojętne. Ona pamięta z dzieciństwa, kiedy dziecko było małe, w sklepach pustki, w domu rodzina w komplecie, poważniejszych problemów niewiele, generalnie szczęśliwy czas i przez wspomnienie tego SZCZĘŚCIA w ten sposób komunikuje się z córką, daje jej podświadomie do zrozumienia, że chce przywołać tym prezentem czas szczęśliwości, który ma w pamięci, za który może trochę tęskni…
Powiem Wam, że to spojrzenie mnie olśniło i otrzeźwiło. Już nigdy tak samo nie spojrzę na kapcie pod choinką, szare kominy (tak, tym pierwszym byłam przecież zachwycooona) mogę mieć jeszcze dziesięć (jak dożyję), na kolejne rękawiczki czy książkę kucharską w cyklu „100 najlepszych dań z… „.
Zastanowię się nad intencją, pogrzebię w pamięci, posłucham uważniej bliskich. Nieważne, że nie dostaną odkrywczego prezentu na miarę skoku ze spadochronem. Będą jeszcze urodziny i inne okazje.
Zbieram się. Zupa do wyrzucenia, ale już wiem co robić.
Czego i Wam życzę.
Wasza T.