Ślub Doroty i Roberta
Ślub Doroty i Roberta
Przedstawiamy Wam galerię zdjęć naszych czytelników – Doroty i Roberta. Pani Dorota przesłała nam szczegółową relację z całego dnia ślubu, więc oddajemy jej głos!
12.10.2013 Wrocław
Kościół św. Karola Boromeusza, sala Jarzębina w Wilczycach.
Nie mogę uwierzyć, że minęło już tyle czasu od dnia naszego ślubu. Podczas oglądania zdjęć i filmu wracają wszystkie wspomnienia i emocje.
Do tej pory pamiętam dreszcze emocji, gdy usłyszałam Roberta przez domofon. To było coś cudownego. Przypomniało mi to uczucie jakie towarzyszyło nam podczas pierwszych rozmów oraz pierwszego spotkania. Dał mi bukiet, ja jemu przyczepiłam butonierkę i daliśmy sobie buziaka, podczas którego miałam wrażenie, że czas się zatrzymał w miejscu. W ogóle nie widziałam osób które były w domu.
Przez cały ranek powstrzymywałam łzy, ale kiedy nastąpiło błogosławieństwo moich rodziców i cioci Roberta, łzy spłynęły mi po policzku.
To co się działo później przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Pamiętam moment, w którym tato prowadził mnie do ołtarza – widok czekającego tam na mnie przyszłego męża od razu wywołał u mnie uśmiech i ciepło na sercu. Wtedy na nowo zakochałam się w tym mężczyźnie i byłam pewna, że to ten jedyny i tyko z nim chcę przeżyć swoje życie.
I nadszedł ten najważniejszy moment – przysięga. Początkowo obawiałam się tej przysięgi, myślałam że zacznę płakać albo śmiać się, ale okazało się zupełnie inaczej. Podczas przysięgi uśmiechaliśmy się do siebie i patrzyliśmy sobie prosto w oczy – byliśmy tylko my, ksiądz, nikt poza tym. Po wszystkim poszliśmy pomodlić się do kaplicy. Jak skończyliśmy stanęliśmy przed wyjściem, złapaliśmy się za ręce i wyszliśmy z kościoła, wprost pod fontannę z ryżu, cukierków i pieniążków.
Później były życzenia. Na sali czekali już na nas goście i rodzice, którzy przywitali nas chlebem i solą. Zaprosiliśmy wszystkich do środka, a sami weszliśmy na końcu – oczywiście mój mąż przeniósł mnie przez próg. Zostało odśpiewane sto lat, a w tym czasie stukaliśmy się kieliszkami z szampanem ze wszystkimi gośćmi.
Zaczęła się zabawa. Goście zostali poproszeni na środek i jak tylko usłyszeliśmy pierwsze dźwięki naszej piosenki Elvisa Presleya „I can’t help folling in love”, od razu zaczęliśmy tańczyć. I to był faktycznie NASZ pierwszy taniec, którego nie ćwiczyliśmy wcześniej.
W połowie piosenki goście zostali poproszeni, by do nas dołączyli. Orkiestra spisała się na medal. Dodała kilka zabaw, dzięki którym goście mogli się poznać i razem bawić. Wyszło rewelacyjnie. O 22.00 był tort – wyglądał przepięknie i smakował rewelacyjnie. O 24.00 testem zgodności rozpoczęły się oczepiny. Następnie było tradycyjne rzucanie welonem i krawatem.
To był nasz jeden z najcudowniejszych dni. Było to warte tych zapracowanych weekendów, jeżdżenia, załatwiania wszystkich spraw oraz przeżycia kilku przygód (których nie życzymy żadnej parze). Tego, co przeżyliśmy i zapamiętaliśmy nikt nam nie odbierze. Wiadomo, nie zawsze wszystko idzie tak jak my chcemy, lecz przez to tym bardziej utwierdziłam się, że mogę na swoim mężu zawsze polegać.
Pani Doroto, Panie Robercie – dziękujemy za wzruszającą relację i życzymy wszystkiego pięknego na dalszą drogę życia!
Ekipa Przewodnika Młodej Pary