Ślub Mileny i Pawła
Ślub Mileny i Pawła
Wyobraźcie sobie ślub dwójki ludzi, którzy za normalnymi weselami nie przepadają. Nie lubią tańczyć, jedno z nich nie pije alkoholu, drugie woli towarzystwo szaf elektrycznych niż ludzi. Chcieliby na swoim weselu zostać zdjęci ze świecznika i robić tylko to z czym czują się dobrze. Prawie się udało… Prawie, bo bardzo ciężko nie przykuć uwagi wszystkich, gdy na sekundę wyjdzie się na parkiet 😉
P.S. To zdjęcie przedstawia wysyłanie MMSa z naszym zdjęciem do redakcji Przewodnika Młodej Pary 🙂
P.S.2 Mogę tak publicznie, na Waszej stronie? Pozwolę sobie, bo to mój tekst 🙂
Za zainteresowanie, ekscytację, niewidzialne podtrzymywanie na duchu, czasem presję (haha, bo dla mnie presją było już zdanie „Pani ślub już niedługo” powtórzone dwa razy). Poczucie, że nawet fajnie jest być Panną Młodą i jeszcze fajniej z tymi Pannami Młodymi pracować 🙂 Dziękuję, uwielbiam!
PMP: oczywiście, dziękuję raz jeszcze Niepoprawna Panno Młoda – przecież sama o to zdjęcie prosiłam i naprawdę wiele mnie to kosztowało aby zostawić je dla siebie – dziękuję za pamięć, i to w TAKIEJ chwili. I za te jakże miłe słowa:)
………………..
Organizując wesele wyszliśmy z założenia, że każdy na tej imprezie powinien mieć wolny wybór i robić to co lubi. Chcieliśmy, aby dobrze bawili się ci, którzy lubią tradycyjne wesela: z muzyką i tańcami, wódką i rosołem. Chcieliśmy także my, z naszym gronem znajomych, dobrze się bawić: objadać się słodyczami, pić drinki (w moim przypadku – bezalkoholowe, nie musieć się każdemu tłumaczyć dlaczego nie piję – bezcenne!), spędzać czas inaczej niż tańcząc (grając w gry plenerowe, ucząc się tańców grupowych, rozbijając piñatę), ograniczyć do minimum oczepiny (czyt. do przekazania podstępem welonu parze, która brała ślub po nas).
Co, po prawie sześciu miesiącach od ślubu, pamiętam z tego dnia? Pamiętam, że wszystko szło gładko: spowiedź (tak, na ostatnią chwilę), wizyta u fryzjerki, przyjście makijażystki i fotografów (i to był pierwszy moment, w którym lekko przeraziło mnie nadmierne zainteresowanie moją osobą). Mój, jeszcze wtedy, narzeczony przyjechał do mnie sporo przed czasem i, troszkę przez nasze zakręcenie, zamiast zobaczyć się sam na sam, to przypadkiem wpadliśmy na siebie na przedpokoju (nieromantycznie, ale za to bez zbędnego stresu) 😉
Planowaliśmy powiedzieć przysięgi z pamięci (przecież to proste, nawet jeśli „na próbach” wychodziło nam „i że Cię nie opuszczę aż do ślubu”) i przekonać się, że to jest bardziej nasze. Wiedziałam, że Paweł najbardziej boi się właśnie tego momentu, ja podeszłam do tego z myślą „najwyżej się nie uda i będę się poprawiać, trudno”. Wszystko poszło gładko i… pięknie, bo to był ten moment, w którym chyba po raz pierwszy zaczęliśmy się uśmiechać.
Najlepszy moment dnia? Jazda na salę, takie 25 minut, aby ochłonąć i nacieszyć się chwilą w doborowym towarzystwie 🙂
Jedno zdanie o weselu? To było pierwsze i prawdopodobnie ostatnie wesele w moim życiu, na którym się nie nudziłam, nie usypiałam, nie byłam zmuszana do tańca/picia/typowo weselnych zabaw 😉 I dobrze się bawiłam, nawet pomimo deszczu i zimna.